Aż chce się pisać
Pisanie jest formą terapii. To wiem na pewno. Ja tej terapii potrzebuję. To też wiem. Wczoraj od rana chodziłam lekko podenerwowana , bo był dzień publikacji posta, a ja nie miałam nic napisanego. Nawet na brudno, nawet szkicu. Nic. Oczywiście mam masę pomysłów. Lista zaplanowanych artykułów ma więcej niż 20 numerków. Jednak dziś nie wiedziałam, o czym napiszę. Wiedziałam tylko, że chcę i potrzebuję to zrobić. Dzień mijał, a ja nadal nie miałam jak i kiedy usiąść przy komputerze czy choćby z notatnikiem i długopisem. Drzemki Rafała były krótkie i nieprzewidywalne, sporo płakał. Wyjście po Michała, gotowanie, obiad, wszystkie dzieci w domu i już był wieczór, a moja frustracja narastała. Coraz bardziej czułam, że jeśli czegoś nie napiszę, to się uduszę. I nie miałam jak. Przyszła 20., a w moim gardle urosła gula, kiedy uświadomiłam sobie, że właśnie mija trzynasta godzina mojego nie-dysponowania swoim czasem. Miałam ochotę wstawić tę myśl jako status na Facebooku, ale nie chciałam zostać oceniona. Bałam się komentarzy w stylu: „Sama decydujesz, co robisz ze swoim czasem” albo „Decydując się na kolejne dziecko, wiedziałaś, co cię czeka”. Ostatnim, czego potrzebowałam w tamtej chwili, był osąd. Nic nie napisałam, zresztą nie było jak, tylko cierpliwie (a raczej już bardzo niecierpliwie) kołysałam Rafała. Kiedy w końcu usnął, byłam zbyt rozżalona i rozbita, żeby usiąść do pisania. Jednym z pomysłów był żartobliwy tekst o tym, co jest konieczne do porodu. Czułam, że nie jestem w stanie żartować. Zadzwoniłam do mojej mamy, nawet nie po to, żeby się wyżalić, ale żeby chociaż usłyszeć jej głos. Więcej słuchałam niż mówiłam, ale po tym telefonie poczułam się lepiej. Może dlatego, że była to w końcu chwila dla mnie. Czynność, którą zrobiłam z wyboru, a nie konieczności. Zaczęłam pisać dopiero późnym wieczorem i nie dałam rady skończyć wpisu.
Akurat wczoraj, podczas kołysania Rafała, słuchałam wykładu pewnej douli połogowej i trenerki doul o połogu, opiece nad dzieckiem z perspektywy antropologicznej i historycznej. Powiedziała, że obecny model, w którym matka zajmuje się sama swoim dzieckiem przez dużą większość dnia trwa dopiero od około 200 lat, czyli od rewolucji przemysłowej. Wcześniej w naszej kulturze, a także obecnie w kulturach pierwotnych dosłownie cała wioska wychowuje jedno dziecko. Zaznaczyła, że nasz model opieki praktycznie niemożliwy do realizacji, szczególnie odkąd znane są teorie więzi oraz praktyka rodzicielstwa bliskości. Poprzeczka stoi niewyobrażalnie wysoko, a wsparcia, które niegdyś było na porządku dziennym, brak. To, czego słuchałam, akurat wpisało się jakoś w mój wczorajszy dzień i z jednej strony mnie zasmuciło, ale z drugiej przyniosło pewną ulgę. Mam prawo sobie nie radzić z wyłączną opieką nawet nad jednym dzieckiem, jeśli chcę zaspokoić jego potrzeby, a nie tylko je hodować.
Oczywiście wiedziałam to wszystko wcześniej, jak też to, że macierzyństwo bywa przytłaczające, że wchłania całą osobę matki tak, że czasem nie jest ona w stanie już powiedzieć, gdzie się zaczyna. Wiedziałam i przekazywałam tę wiedzę przyszłym mamom. Jednak, jak ze wszystkim, sama muszę się o tym namacalnie przekonać. Każde moje macierzyństwo w początkowym okresie zaskakuje mnie stopniem ograniczenia mojej autonomii. Sposobem, w jaki zawłaszcza mnie, mój czas, moje ciało. Im starsze dziecko, tym bardziej wybijam się na niepodległość, ale w pierwszych miesiącach bywa, że czuję się ubezwłasnowolniona. Stopień odczuwania tego stanu przeze mnie zależy od wielu czynników: pory dnia lub nocy, mojego stanu fizycznego i emocjonalnego, stopnia zmęczenia. Wczoraj wieczorem skumulowało się kilka z tych czynników i było ciężko.
Dzisiaj jest już dużo lepiej. Po kawałku przez cały dzień piszę ten post. Teraz, gdy go kończę, Rafałem zajmuje się mój mąż. Synek nie jest najszczęśliwszy, popłakuje, ale wiem, że potrzebuję tych kilkunastu minut przy klawiaturze, żeby z nową siłą i świeżością zająć się nim i starszakami wieczorem.
Będę pisać. Nawet jeśli jestem jedyną osobą, która tego pisania potrzebuje. Będę robić to dla siebie. Nawet wtedy, gdy jest trudno znaleźć chwilę, znajdę ją właśnie na to zajęcie. Pisanie jest wysoko w mojej hierarchii zadań-do-wykonania-kiedy-synek-śpi. Będę pisać też dla innych. Po każdym poście odzywa się do mnie co najmniej kilka osób z podziękowaniem, uznaniem, miłym komentarzem. To dla mnie bardzo ważne i motywujące. Chcę pisać o różnych momentach macierzyństwa, może nawet szczególnie o tych trudnych. W takich chwilach przecież najbardziej chce się pisać.