Po co ta doula zatrudnia doulę?
Nie można być swoją własną doulą, to już wiadomo. Pisałam o tym tutaj. Ale po co kobiecie, która ma urodzić trzecie dziecko i która zajmuje się tematem zawodowo inna doula? A jeszcze na dodatek młoda dziewczyna bez doświadczenia w macierzyństwie!
To, że będę miała doulę przy trzecim porodzie wiedziałam już od dawna. Już przy drugim chciałam ją mieć, ale jeszcze wtedy nie znałam żadnej douli. Wprawdzie Emilka już planowała iść w tym kierunku, ale jeszcze oficjalnie doulą nie była. Zresztą doulowała mi wtedy trochę na odległość, telefonicznie i smsowo.
Na początku trzeciej ciąży, gdy tylko ktoś się dowiedział, zaraz padały pytania: A gdzie będziesz rodzić? A z kim? Pewnie z Emilką? Pomimo, że na tym wczesnym etapie jeszcze nie chciałam myśleć o porodzie, to też tak mi się wydawało, że pewnie z Emilką. Ale gdy na tym wczesnym etapie (chyba 11. tydzień) pojechałam do Warszawy i po raz kolejny nocowałam u Basi, sprawa stała się dla mnie oczywista – chciałam rodzić z nią! Nawet tak jej powiedziałam, że w idealnym świecie to bym chciała ją mieć przy porodzie. W domyśle było, że to się nie zdarzy, bo przecież nie żyjemy w idealnym świecie. Ja mieszkam w Białymstoku, a ona w Warszawie. Jednak ten temat ciągle do mnie wracał, także w rozmowach z Basią. Wiedziałam, że to ona ma to coś, czego ja potrzebuję w swoim porodzie. Dość szybko Basia zadeklarowała, że byłaby gotowa podjąć się nietypowej gotowości porodowej u mnie. Miała przyjeżdżać do mnie w każdy weekend począwszy od 38. tygodnia aż do rozwiązania. Dodatkowo ustaliłyśmy, że będę się czuła bezpieczniej, jeśli będę mogła wezwać ją także w ciągu tygodnia. Przyjechała do mnie na spotkanie przedporodowe, dużo rozmawiałyśmy, przez telefon i pisałyśmy do siebie. Czułam się kompletnie zaopiekowana. Nie czułam tej odległości między nami, bo wciąż miałam moją doulę na wyciągnięcie ręki. Przegadałam z nią moje lęki i obawy. Dzwoniłam, gdy gorzej się czułam albo gdy cos wspaniałego się zdarzyło. Byłyśmy na bieżąco ze wszystkim. Cały czas czułam się otoczona nieoceniającym wsparciem. Pierwszy weekend, który Basia spędziła u nas to był ostatni weekend maja. Zorganizowałyśmy wtedy moją Ceremonię Błogosławieństwa Matki (wkrótce będzie i o niej wpis). Był to cudowny kobiecy czas, który dał mi energię i siłę na to, co miało nastąpić później. Basia wspaniale wszystko przygotowała i poprowadziła. Czułam się tego dnia wyjątkowo kochana i rozpieszczana wśród bliskich mi kobiet.
Basia przyjeżdżała na kolejne weekendy, zżywała się z całą rodziną. Moje dzieci pokochały ją już od pierwszego spotkania. Dzięki temu, że Basia mieszkała u mnie przez przynajmniej dwa dni w każdym tygodniu czerwca, miałyśmy mnóstwo czasu na rozmowy, ale też na wspólne pobycie, gotowanie, pieczenie ciast, robienie prania, spacery albo siedzenie w tym samym pokoju w ciszy. Bardzo nas to zbliżyło, a ja miałam pewność, że moja doula naprawdę zdążyła mnie poznać i będzie dokładnie wiedziała, czego potrzebuję w porodzie.
Te dni były nie tylko przygotowaniem do porodu. Ja już wtedy bardzo dużo od niej otrzymałam. była dla mnie w każdym moim „tu i teraz”. Słuchała, pocieszała, masowała. Wspierała w tym, z czym akurat się zmagałam. To było mi bardzo potrzebne. Było to takie wyjątkowe doulowanie, z mnóstwem godzin wsparcia w ciąży. Nigdy nie miałam wątpliwości, że dobrze wybrałam sobie doulę, ale w ciągu tych tygodni byłam wciąż pozytywnie zaskakiwana – ile jeszcze mogę od niej dostać, jak bardzo to, co ona robi odpowiada moim potrzebom.
Okazało się, że Rafał nie zamierza się rodzić wcześniej (jak mi się wcześniej zdawało) ani dokładnie w dniu przewidywanego terminu (jak jego brat), ale dopiero 11 dni po nim. Oznaczało to, że maksymalnie wykorzystałam dostępność porodową Basi. Urodziłam w ostatni weekend objęty naszą umową. Ani przez chwilę Basia nie dała mi odczuć, że te podróże i pomieszkiwanie u mnie są dla niej uciążliwe. Była zawsze wdzięcznym gościem. To było dla mnie bardzo ważne, bo przejmowanie się tym, że komuś sprawiam kłopot mogłoby mieć niekorzystny wpływ na moje nastawienie do porodu i tej osoby.
W porodzie moja doula była wszystkim, czego potrzebowałam i jeszcze więcej. Pomyślała i zadbała o rzeczy, o których ja się nawet nie zorientowałam. Zadbała, żeby wszystko było tak, jakbym sobie tego życzyła. Zgadywała moje życzenia. Była ciągle obok i myślała o wszystkim tak, że ja nie musiałam już o niczym myśleć. To cudowne mieć w porodzie taki komfort. Wiedziała, co i kiedy zrobić, a także czego nie robić. Uprzedzała wydarzenia, na wszystko była przygotowana. Jej zapobiegliwość zaskoczyła mnie kilkukrotnie. O wielu rzeczach dowiedziałam się dopiero po porodzie. W najtrudniejszych chwilach trzymała mnie za rękę i mówiła słowa, które potrzebowałam usłyszeć. To ona budowała atmosferę tego porodu, była jego dobrym duchem (niczego nie umniejszając położnej – o niej będzie osobny tekst)
Po porodzie wsparcie douli trwało. Przez większość połogu pisałam do niej codziennie. Nie zawsze mogła mi odpowiedzieć, ale pomagało mi samo pisanie. Wiedziałam, że piszę do właściwej osoby. Takiej, która mnie cierpliwie wysłuchuje, nie ocenia, nie poucza i nie doradza.
Na koniec połogu Basia jeszcze raz mnie odwiedziła. Omówiłyśmy jeszcze raz poród i inne kwestie, które się po nim pojawiły. Pobyłyśmy ze sobą i z Rafałem.
Dopiero w połogu brakowało mi fizycznej obecności douli przy mnie. Może dlatego, że wtedy problemy stają się tak bardzo namacalne i bardzo fizyczne. Ale tak naprawdę połóg to już sprawa douli połogowej, a takiej nie miałam (osobny wpis o tym).
Jako doula porodowa Basia sprawdziła się lepiej niż doskonale. Otrzymałam o wiele więcej niż się spodziewałam. A jednocześnie wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym otrzymać lepszy pakiet wsparcia. Było warto! Warto! Warto! Żeby poczuć się tak bezpieczną, tak zaopiekowaną i tak ważną – warto mieć doulę. Dzięki tej relacji, jaką mam z Basią, na pewno jestem lepszą mamą dla swoich dzieci, a niedługo będę też lepszą doulą dla swoich klientek. Jestem też po prostu lepszym człowiekiem.
Nie uważam, że każda kobieta powinna rodzić z doulą. To jest bardzo indywidualna sprawa. Jednak jestem jedną z tych kobiet, które douli potrzebują i cieszę się, że przy trzecim porodzie miałam tak cudowną doulę. Potrzebowałam, żeby ktoś był przy mnie cały czas w porodzie i żeby skupiał się tylko na mnie. Dostałam to i dużo więcej niż się spodziewałam. Czuję się wdzięczna, obdarowana, nasycona. Tak można się czuć po porodzie! Tak można się czuć zawsze, gdy ma się wokół siebie inne silne kobiety.
Wszystkie zdjęcia oczywiście by: Bez słów, Alina Alin Alin Gabrel-Kamińska